Bączkowanie z NBOM-e

Wyjechałem do rodziny w miejsce bez zasięgu i Internetu. Nad jeziorem woda nachlapała mi do oka. Zasypiając pomyślałem że przekonywanie ludzi do zaprzestania dewastacji Ziemi, to jak przekonywanie bakterii do zaprzestania infekowania oka, bo jesteśmy „tacy fajni”. Myślałem o koledze co zaginął i o tym że dusza może być kryształem rekonfigurowanym przez kolejne wcielenia, aż osiągnie idealny kształt.

Nazajutrz po obiedzie wyruszyliśmy z kuzynem w podróż. Gdy rozmawialiśmy kartonik spadał mi z dziąsła. Usiedliśmy na skraju pola w cieniu drzew. Długo czekaliśmy aż zacznie działać. Pierwszy efekt był nieznaczny. Przy lekko trawiastym humorku, żartowaliśmy o stworzeniu wymyślonym parę lat temu, a którego opis zachowam na później (jest zbyt epickie;). W końcu obraz porządnie się rozmazał. Skupiając się na punkcie wchodziłem w coraz głębsze fraktalne konstrukcje. Okazało się, że mój ukochany Röyksopp znakomicie pasuje do psychodelików. Myśli i wizje układały się w rytm muzyki. Świat zawęził się do sześcianu, którego ściany stanowiły ziemia, drzewa, pole i niebo. Jestem podobny do kuzyna, więc wysnułem tezę o stopniowym przechodzeniu materii w podobne stany. Ja byłem nim sprzed kilku rekonfiguracji. Wróciła hipoteza namiotu z wpisu o psylocybinie. Wzbogaciłem ją o wielowymiarowe warstwy tkaniny po której podróżujemy od normalnego stanu świadomości (dół płachty) do oświeconego (obrzeża płachty). Jak na karuzeli lub bączku, udało nam się dzięki NBOM-e rozhuśtać do wyższych, osłonecznionych rejonów fałd rzeczywistości. Przez parę godzin wybiliśmy się z dusznych, ciemnych zakamarków symulacji i spoglądali na nią z góry. Nie wiem czy kuzyn czuł to co ja, miałem mocny egodrop z poczuciem czystości i jedności, więc będę pisał w liczbie mnogiej. Byliśmy dyplomatami wysłanymi w służbową podróż. Nabijaliśmy się z ONZ, bzdurnych podziałów i walk o zasoby. Zastanawialiśmy się czy to wszystko na co stać biologiczną konstrukcję i czy nie lepiej przenieść się na komputery. Jako władcy świata, naczynia wyższej świadomości, byliśmy na skraju podjęcia decyzji o zakończeniu symulacji. Kuzyn wypytywał o jej cel, a ja odpowiadałem że tak po prostu jest i że wtajemniczeni mogą niekiedy rozkręcić bączka by spojrzeć na symulację z góry. Polanka na której siedzieliśmy, przechodziła w kilku wymiarach w kolejne stany. Z przodu surrealistyczne słoneczne pole (sztuka) : Zdjęcie1444Z tyłu las i zachodzące słońce (noc i odpoczynek). Po mojej lewej łysa ziemia, sucha trawa toczona przez robaki (śmierć i rozkład). Po jego prawej zielona trawa, las i autostrada mrówek (życie i wzrost). Mojej świadomości udało się zatoczyć niezmącone koło. Od drzewa przebiegłem przez pole, mignęło słońce, zawróciłem wzdłuż strony negującej do punktu przy drzewie. Uniknąłem zgięcia tkaniny, więc zatoczyłem pełne koło po orbicie bączka. Zmiana położenia ciała wywoływała zmianę płaszczyzny wirowania. Metafora bączka dobrze tłumaczy psychodeliczne rozbicie obrazu, wszak wirując z prędkością, obraz rozmywa się. Kuzyn niepokoił się kiedy zejdzie faza, jako bardziej doświadczony robiłem za przewodnika. Puszczałem muzykę, nakłaniałem by płynął z wizjami, a przejdą same gdy zapadnie noc. Upodobałem sobie drzewo ze zdjęcia. Wpatrując się w nie miałem teledysk do puszczanej muzyki. W rytmie Rawhide drzewo było zlepkiem zapracowanych gryzipiórków z teczkami, ciągnących przez pole kierat z innych drzew. Ja jako kapitalista czerpałem radość z tego wspaniałego cyklu pracy. Każdy z utworów na mojej komóreczce miał głębszy niż zwykle sens. Często odnosił się do narkotyków, w sposób którego wcześniej nie dostrzegałem (np. Clint Eastwood). Standard naszego usytuowania na karuzeli zależał od wzbicia się bliżej szczytu wirujących tkanin. Najlepsze wiązało się z oświetleniem myśli przez Słońce. Zorientowałem się, że możemy przenieść się w czasie do momentu z początku tripu, gdy Słońce oświetlało większość pola przed nami. W zależności od intencji mogliśmy też wracać do momentu gdy pole było zacienione. Jeśli tylko zdecyduję się na pełną dekonstrukcję schematów, będę w stanie zatoczyć koło i np. przywrócić wysoki poziom wody w butelce. Pociliśmy się mocno i zwolniliśmy obroty bączka. Drzewa stawało się drzewem, a nie rozbijającym się na miliony fraktali wszechświatem. Wyłączyliśmy muzykę i próbowali zejść z fazy. Odkryłem że jesteśmy oddechem między napiętymi strunami materii, punktem obserwacyjnym przemieszczającym się po falującej tkaninie świata kuli. Kuzyn powiedział bym skupił się na swoim czole. Siadłem po turecku, zamknąłem oczy. Byłem katedrą, mechanizmem z kryształów umieszczonych w mięsnej kopule, oświetlonej od góry. Podziwiałem cudo jakiś czas, doznając błogości. Otworzyłem oczy, mój duch wniknął do ciała. Było przezroczyste, złożone z „neuronowych” ożebrowań. Zachwyciło mnie i poczułem wypełnienie energią. Kuzyn znowu okazał się dobry w wychwytywaniu fazujących doznań. Wskazał na chustę mamy, mieniła się intensywnymi fraktalnymi falami. Rozłożyliśmy ją na ziemi i uznali za swoje martwe dziecko. Kuzyn niepokoił się godziną. Parę razy wstawaliśmy, uznawali że faza jest za duża i trzeba wrócić do wymoszczonych wśród świętego zboża kapsuł do wirowania w bączku. W końcu dopadł nas zasięg i telefon z domu – goście przybyli. Ruszyliśmy przez niekończące się pole. W oddali widać było jedynie kolejne kopie tego pola. Po lewej pięknie zachodziło Słońce. Kuzyn miał spodnie z napisem Deutschland, a ja chustę. Kłosy chrzęściły niczym rozsuwany zamek błyskawiczny. Wkręciłem sobie że oto rozdzielamy granicę jako sąsiedzi. Stanęliśmy nie wiedząc gdzie jesteśmy. Świat składał się wyłącznie z pola. Aby wrócić nasze umysły muszą wykreować drogę do której zmierzaliśmy. Wszak wracaliśmy we fraktalnym labiryncie wyobrażonego świata, ze słonecznego obrzeża tkaniny do ciemnego, dusznego centrum. Przerwy w zbożu przypominały mi namioty rozbite na Woodstocku, scaliłem się z tym niedawnym przeżyciem. Wyczarowaliśmy drogę, ale ta także nie chciała mieć końca. Po prawej, za drzewami pojawiły się domy. pierwszy niepowielający się punkt odniesienia. Z nieznajomych terenów wyłaniały się znajome punkty, aż w końcu pojawił się zakręt do domu kuzyna. Na powitanie wyszedł mój tata i rzucił coś w stylu „gdzie byliście indianie?”. Odparłem że wynegocjowaliśmy pokój. Twarze członków rodziny były nieprzyjemnie wykrzywione, poczułem że widzę prawdziwe oblicza, oddające ich problemy. Spojrzałem w lustro – byłem niepoważnym, przygarbionym ćpunem. Posiedziałem chwilę przy ognisku i ruszyłem po schodach czilować z kuzynem. Gdy odpocząłem wróciłem na dół. Rodzina była już pijana. Siedziałem myśląc o zaginionym koledze i po raz pierwszy zacząłem się tym przejmować. Przekonany o możliwości wyboru konfiguracji w której wyląduję, zastanawiałem się czy wybrać świat z nim, czy bez niego. Wkręciłem sobie, że jeden z porzuconych kotków, które przypałętały się tego wieczora, jest jego reinkarnacją. Posmutniałem, bo oto mając 25 lat nie potrafię zdobyć się na decyzję o przygarnięciu kotka. Mimo że ostatnio rzucałem się na to co wskazuje intuicja, mimo wątpliwości rozsądku. Patrzyłem w gwiazdy oczekując ujrzenia czegoś niezwykłego. Były połączone neuronowymi ożebrowaniami. Uznałem że to odległe fragmenty namiotu świata i że z patrzenia w nie samy nie mamy wiele, ale umożliwiamy innym psychodeliczny wgląd. Przyszedł sms o odnalezieniu kolegi. Długo nie mogłem spać. Nachodziło mnie wiele ponurych myśli, chciało mi się pisać, co chwilę kropiłem oczy. Obudziłem się stosunkowo wcześnie jak na mnie (zasnąłem o 2giej, wstałem o 9-tej). Spisałem powyższy raport do zeszytu. NBOM-e dało mi mocną, piękną podróż w znakomitych warunkach. Polecam gorąco bo jeszcze tej niedawno odkrytej substancji nie zdelegalizowano. Nie wiem jaką dokładnie wresję tej fenyloetyloaminy przyjąłem. Podobnie jak z 2C-P, było grubo, trochę pozytywnie, trochę negatywnie. Dużo głębokich myśli o całości świata i ludzkości. Neuronowe wzorki porozciągane a nie symetryczne. Na drugi dzień byłem na lekkim kacu i rozdrażnieniu.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Kategoria ocenzurowana :(. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 odpowiedzi na „Bączkowanie z NBOM-e

  1. Paweł Izaak pisze:

    bóg „może być kryształem rekonfigurowanym przez kolejne wcielenia, aż osiągnie idealny kształt”

  2. Paweł Izaak pisze:

    ludzie ludziom naczyniami

  3. Pingback: Co brałem | antyszwecja

  4. Pingback: Bajka o rozumie i sercu | antyszwecja

  5. Pingback: Narkotyki i ja | antyszwecja

Dodaj komentarz